niedziela, 16 maja 2010

17.05.2010

Oto dwie ulubione piosenki z dzieciństwa mojego męża. Oczywiście zaraził nimi już dawno mnie, a teraz Witomira :)






A propos, dowiedziałam się niedawno, że moja ulubiona w dzieciństwie kreskówka 'Mali mieszkańcy wielkich gór' była produkcji japońskiej!

17.05.2010

Dziś nasz synek kończy rok i dwa miesiące. Kilka dni temu zaczął demonstrować mocniej swoją wolę - złości się gdy usłyszy 'nie wolno' albo jak jego prośba nie zostaje spełniona natychmiast. Pewnie znów jakiś cięższy okres przed nami.

Dziś jest u nas bardzo gorąco 32 stopni w cieniu, ale troszkę wieje, więc właściwie dla mnie idealnie.
Jako osoba o niskim ciśnieniu mam dość spore kłopoty z wczesnym wstawaniem. Dziś Witomir obudził mnie, jak zwykle o 7.30, ale jak zasnął znowu o 9. to bez wahania zasnęłam razem z nim. Godzinę później obudził mnie mąż telefonem, ale i potem ruszałam się jak żółw. Więc gdy o 11. zadzwoniła moja tajska koleżanka Ming mówiąc, że jest na stacji, ma godzinę do autobusu i czy nie mam ochoty przyjść się z nią zobaczyć, byłam jeszcze w piżamie. Jestem jej wdzięczna za ten telefon bo na mnie podziałał. Zakrzątnęłam się i w 10 minut byłam gotowa z synkiem do wyjścia.

Ponieważ na stacji jest dobra (acz droga) piekarnia francuska postanowiłam skorzystać z okazji i kupiłam sobie bagietkę. Zjadłam ją godzinę temu z pomidorkiem i rukolą z własnej uprawy. Tak! Jakiś miesiąc temu dostałam kawałek działki od teścia i zasadziłam tam trudno tu dostępne smakołyki takie jak rukola, roszponka, koper, cukinia, polskie ogórki. Zasadziłam też bazylię, pora, pietruszkę i selera, ale nie wzeszły (jeszcze).
Rukola wyskoczyła pierwsza i już jest na tyle duża, że dziś miałam ucztę rukolową. Była pyszna.

Teraz Wito ma popołudniową drzemkę i mogłabym pomedytować, ale brzuch jeszcze pełny, więc w zamian napisałam.

niedziela, 9 maja 2010

10.05.2010

Ostatnio mama mojego męża zapytała mnie czy to prawda, że Polacy bez ogródek wyrażają swoje zdanie. Przeczytała o tym w książce do nauki języka polskiego.
Rzeczywiscie jedną z różnic w zachowaniu ludzi tutaj jest to, że Japończycy zazwyczaj uważnie wyrażają swoje zdanie.
Gdy ktoś się wypowiada, a inni się z tym nie zgadzają, nie mówią mu o tym. Japończycy wtedy wydają przeciągły dźwięk 'mmm', co obcokrajowcy często błędnie interpretują jako nasze kiwanie głową na znak, że słuchamy albo że się zgadzamy. Tu nie oznacza to zgody. Raczej niezgodę ;) bo jak się zgadzają to zamiast przeciągłego 'mmm' powiedzą ' tak, ja też tak uważam'.
Więc jeśli che się wiedzieć czy ktoś się z nami zgadza czy nie, trzeba go o to wprost zapytać, jakie jest jego/jej zdanie. Jednak zeby bylo zabawniej, ma to sens tylko wtedy gdy kogoś dobrze znamy. W Japonii funkcjonują wyrażenia 'honne' i 'tatemae' czyli moje prawdziwe zdanie i to co ktoś chce usłyszeć. W przypadku nieznajomych osób raczej mówią to, co myślą, że ta osoba chce usłyszeć (tatemae).
Myślę, że wynika to z tego, że Japończycy chcą z wszystkimi mieć dobre stosunki. Nie lubią kłótni i często jeśli coś do kogoś mają to nie powiedzą tego tej osobie, raczej po prostu się od niej odsuną.

Uważam, że to mądre podejście. Nie jest tak, że nie da się dojść czy to co ta osoba mówi jest jej prawdziwym zdaniem czy nie. Przy znajomości języka i pobyciu tutaj trochę, to się czuje. Generalnie stosunki międzyludzkie są w Japonii dużo bardziej wysublimowane, zaowalowane, bardziej delikatne niż w kulturze Zachodu. Wymagają uważniejszego obserwowania, słuchania, czucia ludzi. Oczywiście czasem może to być dla nas męczące.

Mnie na przykład, niestety zdarza się przerwać komuś w pół słowa, co tu jest wielkim faux pas. Jak powiedział mi kiedyś japoński kolega: Uszy są do słuchania. Nie mówił tego do mnie bezpośrednio ;) Po prostu opowiadał mi jak kłócił się ze swoją francuską dziewczyną, że nie pozwala mu dokończyć, przerywa i to właśnie podobno zawsze jej w takich chwilach mówił ;)

7.05.2010

Przez ostatnich kilka dni był tutaj mój brat z żoną. Cudownie było mieć ich blisko! Trochę tęsknię za Polską wiosną i latem (nigdy zimą ;), za rodziną, przyjaciólmi i znajomymi. Za polskim chlebem, białym serem i kiszonymi ogórkami moich rodziców. Ale tu też jestem szczęśliwa. W ogóle tęsknię za miejscami, w których trochę mieszkałam, Irlandią i Francją. I przyjaciółmi, których tam mam.
Zrobiło się nagle gorąco - ostatnio między 24 a 30 stopni.

Byliśmy razem na południu Kyushu na wycieczce do zatoki, w której o tej porze roku bawią się delfiny. Było ich całe mnóstwo! I ludzi chętnych do ich oglądania też ;) Oto zdjęcia, które udało się zrobić mojemu bratu:




piątek, 7 maja 2010

kwiecień

Pas gór, które widzę z okna zeszpetniał na wiosnę. To była dla mnie niespodzianka. Dotychczas jednostajnie ciemnozielony, wręcz granatowy, nagle poplamił się zielenią. Dziwnie wyglądają te plamy. Takie wypustki. Co to za zieleń? Bambus czy jakieś fikusowate?
A ktoś pomyślałby, że na wiosnę przyroda pięknieje... Właściwie bardzo się cieszę z tej niespodzianki. Uświadomiła mi, że nie wszystko na wiosnę musi pięknieć.

Widok na te góry to najpiękniejszy prezent od tego mieszkania. Zmienia się nieustannie. Czasem wyglądają jak jedna długa bryła nieznaczne postrzępiona od góry. A czasem, szczególnie po południu słońce wydobywa z tej bryły mnóstwo osobnych kształtów. Za każdym razem dziwię się jak wiele jest tu tych gór, które potrafią wyglądać jak jedna.

Są godziny gdy pasmo gór jest wyraźnie oddzielone od nieba i są takie kiedy się z nim zlewa. Nie wiadomo wtedy gdzie dokładnie kończą się góry a zaczyna niebo.

Bywają też dni, gdy na próżno zatrzymuję się przy oknie, by na nie popatrzeć. Gór nie ma. Jak zaczarowane znikają czasem zupełnie we mgle.

Takashi śmieje się, że kiedyś zadzwoni dzwonek u drzwi a gdy otworzę, zobaczę staruszka w poszarpanym odzieniu, który powie: Kosz mnie, prawda? To ja, góra Fukuchi.
:)

wtorek, 27 kwietnia 2010

24.04.2010

Niedawno byliśmy z Witomirem i babcią w akwarium. Sporo ryb, pingwinów, a największą chyba atrakcją były delfiny. I ich pokaz. Są niesamowite. Działają na mnie jak najpiękniejsza sztuka. Piękne i mądre. Wito akurat tuż przed pokazem zasnął, a mnie się tak podobało, że udało mi się namówić babcię żebyśmy obejrzeli pokaz jeszcze raz. Tym razem synek nie spał i pokaz zrobił na nim też spore wrażenie - cały czas bił brawo raz po raz wydając okrzyki zdumienia 'oo'.
Były też lwy morskie, które m.in. potrafiły się oświadczać i malować farbami.

Na początku trochę obawiałam się reakcji Witomira, bo w przedszkolu, do którego czasem razem chodzimy jest małe akwarium z rybkami i on jak je widział krzyczał 'chcę!'. I nie wystarczyło bynajmniej się zbliżyć - on chciał wyciągać rybki z akwarium!

Może stwierdził w oceanerium, że tu nie da rady wyciągnąć tylu ryb?



sobota, 24 kwietnia 2010

24.04.2010

Nie wiem dlaczego mieszkając w Tokio kilka lat temu nie zauważyłam, że sól w Japonii (morska) jest bardziej słona niż polska kamienna. Jest niemal ostro-słona. Zdałam sobie sprawę z tego dopiero tym razem jak przesoliłam kilka dań. Cukier natomiast (z trzciny) jest mniej słodki niż nasz buraczany.

Generalnie Japończycy lubią słodki smak kuchni. Owoce i warzywa nie zasługują tu na miano 'oishii' (smaczne) jeśli nie są słodkie. Mama Takashiego powiedziala mi że tak, przez lata wyprodukowano coraz słodsze odmiany warzyw i owoców. O owocach nie piszę, bo lubię gdy sa słodkie.
Warzywa natomiast są tu dla mnie za słodkie. Lubię wyraźne (warzywne) smaki warzyw. A japoński por smakiem nie przypomina polskiego pora - w ogóle nie jest ostry. Cebula tak samo. Pomidory sa tez dla mnie za słodkie (najtansze odmiany są mniej slodkie).
Zastanawiam się czy rzeczywiscie wynika to z 'ulepszonych' odmian warzyw czy może ma też to związek z tutejszym klimatem i glebą. A może w innym klimacie to język i odczuwanie smaku tak się zmienia?

Ale właśnie niedawno zasadziłam w ogródku kilka warzyw z polskich nasion. Zobaczymy czy będą smakować po polsku czy po japońsku.

piątek, 23 kwietnia 2010

23.04.2010

Podobno nikt tu nie pamięta już takiego kwietnia. Chłodnego i deszczowego. Dzis też padało i było 13 stopni.

Nasz synek w marcu skończył rok, to fascynujace obserwować jak z niemowlecia przeistacza sie w małe dziecko. Coraz wiecej rozumie, a jego obecny arsenał słów to: chcę (zdecydowanie najczęściej używane), zupa (tak mówi na garnki, którymi uwielbia się bawić), brum brum (samochód) i mama. Słowa lampa, pierś i oishii (smaczne) ostatnio są mniej używane.

Zna też wiele sztuczek, których w większości uczy go babcia. Jak się powie 'odaijini' (na zdrowie) to udaje, że kicha. Umie bić brawo, robić pa pa (mówimy 'bye bye', bo papa to po japońsku tata), pokazać język i złożyć ręce przed i po jedzeniu (itadakimasu i gochisousama - japoński zwyczaj).

Ciekawe, że dla Japończyków wygląda raczej europejsko (pytają mnie czasem na spacerze czy tata jest też Polakiem), a dla polskich znajomych wygląda raczej azjatycko.
Kiedyś przechodziliśmy koło jakiegoś liceum i uczniowie jak zobaczyli Wito wydali chórem okrzyk 'kawaii' (ładny, słodki), oblegli nas i zachwytom nie było końca (jakie duże okrągłe oczy, a jakie długie rzęsy!). Stwierdzili, że na pewno wyrośnie z niego przystojniak, a na koniec dziewczyny stwierdziły, że trzeba wyjść za obcokrajowca ;)

piątek, 16 kwietnia 2010

17.04.2010 - tak kwitła sakura


Japońska wiśnia kwitnie zanim pojawią się liście. Nie daje owoców.













środa, 31 marca 2010

31.03.2010 - książka

Właśnie skończyłam czytać '100 obietnic złożonych mojemu dziecku' Malliki Chopry. Mądra, boska, piękna jest ta książka! Polecam wszystkim rodzicom obecnym i przyszłym. To wielka radość, że takie książki są tłumaczone na polski.

Z książek dla rodziców tak wielkie pozytywne wrażenie zrobiły na mnie jeszcze tylko 2 pozycje:
'W głębi kontinuum' Jean Liedloff i 'Mądrzy rodzice' Margot Sunderland. Pierwszą podesłała mi moja serdeczna koleżanka Olga, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Nakład jest wyczerpany, ale można ją znaleźć w internecie w formie pdf.

Nie mając przez chwilę dostępu do komputera z polskimi znakami (ą, ę itd.) odzwyczaiłam się od ich pisania... Widzę, że w moich ostatnich postach czasem są czasem ich nie ma ;)


Nie tylko słynna japońska wiśnia teraz kwitnie. Brzeg rzeki cały jest w pachnących kwiatach rzepaku.

niedziela, 28 marca 2010

20.03.2010

Jedną z moich ulubionych różnic w krajobrazie są tu jidouhanbaiki. To przydrożne automaty sprzedające napoje.
Są niemal na każdej ulicy i czynne 24h na dobę. Bardzo przydatne gdy wędrujemy i chce się nam pić, są tuż obok. Ceny takie same jak w miejscowym sklepie typu konbini (z ang. 'convinient').
Zimą niektóre napoje są podgrzewane. Ostatnio zauważyłam, że niektóre jidouhanbaiki mają czujniki ruchu i mówią. Przechodząc uliczką blisko domu usłyszałam nieziemski głos: Co powie pani na ciepły napój?

24.03.2010

Ostatnio jest zimno! Tylko 10 stopni. Na szczęście dziś przyszła Ming z Mayą i mnie rozweseliły. Ming poznałam w październiku podczas święta Yamakasa. Jest z Tajlandii i mieszka tutaj już 9 lat. Jest bardzo miła. Spotykamy się dość często również dlatego, że mieszka stosunkowo niedaleko (15-20 min. samochodem).
Witomir lubi się bawić z Mayą. Moze dlatego, że nie wyrywa mu zabawek? ;)

Od kilku dni kwitnie już sakura!

poniedziałek, 15 marca 2010

16.03.2010 - Hinamatsuri, Kodomonohi

W poprzednią niedzielę pojechaliśmy z rodzicami Takashiego do sklepu specjalizującego się w sprzedaży japońskich lalek i masztów z karpiami. Dzień dziecka w Japonii tradycyjnie jest podzielony na dzień dziewczynek i dzień chłopców. W Dzień Dziewczynek dom przyozdabia się zestawem tradycyjnych lalek (są to postacie z dworu japońskiego). Kosztują fortunę... W tym sklepie zobaczyliśmy dwór lalek za nawet 609 tys. jenów (ok. 19 tys. złotych)!!! Mama Takashiego powiedziała mi później, że prawdopodobnie były zrobione przez wybitnych lalkarzy. Dzień Dziewczynek jest 3 marca.
Na Dzień Chłopców 5 maja, rodziny wystawiają na zewnątrz maszty z karpiami. Te też nie kosztują mało..
Zapytałam mamę Takashiego dlaczego chłopcom wystawia się te maszty na zewnątrz z karpiami, dlaczego karpie? Powiedziała, że chyba symbolizują pnięcie się do góry (sukces). Ustalilismy z Takashim, ze gdy kiedys urodzi sie nam dziewczynka tez jej te maszty wystawimy.





Sam sklep był świetnie zorganizowany - pokój do karmienia i przewijania dzieci (jest prawie w każdym centrum handlowym), stoliki i krzesła dla potrzebujących odpoczynku przy tak drogich wyborach, darmowa kawa, herbata i miejsce do zabaw dla dzieci.
W Japonii w toaletach dla kobiet często są zamontowane krzesełka dla niemowląt. Można więc posadzić dziecko i spokojnie się wysikać. Kiedyś będąc w jakimś sklepie trafiłam na toaletę bez takiego krzesełka i byłam niezadowolona z tego faktu do momentu, gdy uświadomiłam sobie, że w Polsce chyba nigdzie nie było takich krzesełek! :)) Tak szybko się przyzwyczajamy do tego co dobre.

 

16.03.2010

Gdybym miala komus doradzic jak przygotowac sie do przeprowadzki do Japonii powiedzialabym: naucz sie dobrze jezyka i nie czytaj ksiazek o Japonczykach. Jezyk jest ogromnie wazny zeby komfortowo moc gdzies zamieszkac, nie tylko w Japonii. Mozliwosc gladkiego porozumiewania sie z innymi jest wedlug mnie kluczowa. Ja znam dosc dobrze japonski, ale i tak czasem mi doskwiera to, ze sa sytuacje kiedy nie wszystko jestem w stanie zrozumiec.
Ksiazki i artykuly o Japonii i Japonczykach (typu 'Japanese mind') czasem robia wiecej szkody niz pozytku. Czesto przedstawiaja jakies skrajne, marginalne sprawy Japonii jako cos tu normalnego. Naczytalam sie kilka lat temu sporo takich ksiazek i musze przyznac, ze to mi przeszkodzilo wtedy w mieszkaniu tutaj. Jestesmy sklonni wtedy interpretowac zdarzenia przez pryzmat tego co przeczytalismy. Bo czytamy np. ze Japonczycy tworza kregi znajomych i juz nikogo nie wpuszczaja do takiej ustalonej grupy. To nie jest prawda! Mieszkajac w Polsce czasem czytalismy z mezem artykuly o Japonii, z twierdzeniami ktorych czesto moj maz absolutnie sie nie zgadzal.
Mysle, ze trudno zaszufladkowac ludzi danego kraju w jakies kategorie. To tak jakby napisac, ze Polacy to awanturnicy i pijacy. Prawda i nieprawda. Wszystko zalezy od tego z jakimi ludzmi sie ma do czynienia. Jak interpretuje sie zdarzenia i sytuacje. Dlatego piszac tego bloga staram sie nie posilkowac zadnymi ksiazkami, tylko pisac po prostu o swoich doswiadczeniach i przemysleniach. Więc jak piszę 'w Japonii' albo 'Japończycy' to pamiętajcie, że piszę o swoich obserwacjach, o Japończykach, których ja tu poznałam.

Te książki o kulturze japońskiej i Japończykach warto przeczytać może po 2 latach mieszkania tutaj. 
W kazdym razie, gdziekolwiek chcesz mieszkac - naucz sie jezyka i jedz z otwarta glowa i sercem.

wtorek, 9 marca 2010

Dazaifu jeszcze

Pod świątynią występowało też dwóch treserów małp (w innych częściach kompleksu świątynnego). To bardzo stary zawód w Japonii, z reguły przekazywany z pokolenia na pokolenie - jakby osobna kasta. Ludzie bardzo lubią tu oglądać małpie sztuczki ;)
Warto dodać przy tej okazji, że świątynia w Japonii to nie jest jeden budynek, tak jak u nas np. kościół, ale kompleks kilku budynków, często w pięknym ogrodzie. Jeden budynek ma status głównego.












Na drodze prowadzącej do świątyni (z mnóstwem pamiątkarskich sklepików i straganów) spotkaliśmy mnicha żebraczego.





W Dazaifu jest też kilka innych świątyń:

2-03-2010 - Dazaifu c.d.

Japonczycy bardzo lubia ogladac kwiaty. Zwyczajowo sadza ten sam rodzaj kwiatow w jednym miejscu, wiec w czasie kwitnienia wyglada to zjawiskowo - np. duzo kwitnacych sliw razem. I tak w lutym mozna zobaczyc morza kwitnacych sliw, koncem marca wisni, w maju fuji (wisteria), a w lipcu ajisai (hortensja). W takich miejscach robi sie wtedy bardzo tloczno...
Dazaifu to dawne centrum administracyjne Kyushu. Swiatynia, w ktorej bylismy, Tenman-gu, jest poswiecona bogu nauki, wiec teraz (tuz przed egzaminami szkolnymi) jest tam bardzo tlocznie - wszyscy modla sie o pozytywne wyniki. Japonski rok szkolny zaczyna sie 1 kwietnia. W ogole wiele spraw w Japonii zaczyna sie 1 kwietnia (rok fiskalny rowniez).






poniedziałek, 1 marca 2010

2.03.2010

Zapytalam znajomych gdzie mozna obejrzec kwiaty sliwy. Wiekszosc z nich odpowiedziala - Dazaifu. Wiec pojechalismy tam w niedziele. Niestety kwiaty juz w polowie przekwitly, ale i tak bylo pieknie.

  

czwartek, 25 lutego 2010

26.02.2010

Przedwczoraj 21 stopni, wczoraj 22, a dzis 19 - zrobilo sie bardzo cieplo! W wiadomosciach powiedzieli, ze to jest temperatura zwykla dla przelomu marca i kwietnia.
Kwiaty sliwy japonskiej powoli opadaja - wczoraj zrobilam jakies zdjecie w sasiedztwie.

 
kwiaty sliwy japonskiej 


  

niedziela, 21 lutego 2010

22.02.2010

Dzis jest u nas niewiarygodnie cieplo! 17 stopni! Wiosna, wiosna, wiosna!

sobota, 20 lutego 2010

21.02.2010

Zima u nas sie wlasnie skonczyla. Poczatkiem lutego zakwitly sliwy japonskie i to podobno jest zwiastun wiosny, ale bylo jeszcze zimno (ok. 6-8 stopni). Od wczoraj jest juz cieplej (ponad 10 stopni). Bardzo sie ciesze. Wyglada na to, ze przezylam japonska zime bez klimatyzatora w nieogrzewanym mieszkaniu. Zobaczymy jak bedzie z latem (jest tu bardzo wilgotne i upalne).
W Japonii jest przewaga drzew iglastych dlatego nawet zima jest zielono. Zima kwitna tez rozne kwiaty, np. sazanka i tsubaki (odmiany kamelii). Z punktu widzenia polskiej zimy niewiarygodne, prawda?
Tuz przed Bozym Narodzeniem zaczyna sie sezon truskawkowy i trwa do maja. Objadam sie nimi codziennie ;) Niedawno zaczal sie tez sezon na szparagi. Oishii desuyo! :))

japonska kamelia

środa, 10 lutego 2010

10/02/2010

Juz mamy internet w mieszkaniu! Bardzo sie ciesze, bede mogla nadrobic zaleglosci w odpisywaniu na maile. Ale widze, ze musze tez uwazac zeby nie przesadzic z siedzeniem przed komputerem - internet jest cudowny, ale to tez zlodziej czasu. Nie chce go mu oddac duzo w ten sposob.
Nie do wiary - mieszkamy w Japonii juz 4 miesiace! Bardzo fajnie nam sie tu mieszka - mam tu juz wielu znajomych! Sama sie dziwie, bo w gruncie rzeczy jestem chyba troszeczke niesmiala.

Kiedys bedac w supermarkecie zobaczylam kobietke nie wygladajaca na Japonke i zaczepilam ja. Okazalo sie, ze Paula jest z Nowej Zelandii i w Japonii mieszka juz 18 lat. Dala mi swoj telefon na wypadek, gdybym zechciala jeszcze raz sie z nia spotkac. Ale wypadek zdarzyl sie sam. Po kilku tygodniach spotkalam ja znowu w tym samym supermarkecie! A mieszkamy przeciez na wsi (no, male miasteczko) i wszedzie tu sa spore odleglosci nie do przejscia na nogach. Do tego supermarketu trzeba jechac samochodem (to jest w ogole podstawowy sposob poruszania sie w Japonii), bo oddalony jest od nas jakies 5 km. Paula zaprosila mnie wtedy do siebie na 'Christmas party'. Okazalo sie, ze na tej imprezie wszyscy byli w mieszanych malzenstwach. ;)
Tym sposobem poznalam tam kilka fajnych osob m.in. Kenetha, ktory jak uslyszal, ze jestem z Polski powiedzial, ze zona jego kolegi z pracy jest Polka. I tak poznalam tu pierwsza Polke (nie liczac Marzeny, ktora poznalam kilka lat temu w samolocie, ale ktora, niestety mieszka bardzo daleko od nas) Iwone, ktora mieszka w Japonii juz 8 lat. Polubilam ja, jak na razie glownie ze wzgledu na fakt, ze jest optymistka. Na imprezie poznalam tez Rie, ktora staje sie moja serdeczna kolezanka. Rie jest ciepla i delikatna. Moze jest troche do mnie podobna? :) W kazdym razie czuje, ze w jakis aspektach jestesmy sobie bliskie.

środa, 3 lutego 2010

3.2.2010

Probuje wrocic do regularnego cwiczenia jogi i medytowania, co nie jest latwe z moim 10. miesiecznym synkiem ;)
Medytuje oczywiscie jak maly spi, ale nie wiadomo jak dlugo bedzie spal i kiedy bede musiala przerwac. Z joga jest lepiej - zaczynam asana `parasolka`, a Wito wybucha smiechem. Tak tak, asany najwyrazniej sa smieszne. A juz najbardziej asana `szmaciana lalka`. Przy niej Wito po prostu zanosi sie smiechem. Jak probuje jakakolwiek pozycje odwrocona, to podchodzi (raczkuje) do mnie i ciagnie mnie za wlosy albo puka po twarzy :))
Takashi powiedzial, ze Wito najwyrazniej cwiczy joge smiechu.

Nie tesknie za polska zima, o nie. Tu jest czesto niebieskie niebo i slonce, a temperatura ok. 10 stopni (na plusie ma sie rozumiec :)

środa, 13 stycznia 2010

13.01.2010

Nie mamy jeszcze internetu w mieszkaniu, ale postanowilam cos napisac zanim zapomne hasla do bloga.
Fakt ze nie mamy jeszcze internetu nie wynika z tego, ze firmy komunikacyjne w Japonii tak sie ociagaja, bynajmniej. Wynika z tego, ze jeszcze nie zlozylismy nawet wniosku o zalozenie internetu. Okazalo sie, ze jest tu tak duzy wybor firm i opcji internetu, ze moj maz ma klopot z wybraniem. Ja, z uwagi na dosc slaba jeszcze znajomosc pisma japonskiego, zostalam rzecz jasna zwolniona z czytania i wybierania. Pozostalo mi wiec tylko czekanie i wspieranie meza w tej uciazliwej pracy po pracy. To nie sarkazm. Naprawde jest tego sporo.