piątek, 7 maja 2010

kwiecień

Pas gór, które widzę z okna zeszpetniał na wiosnę. To była dla mnie niespodzianka. Dotychczas jednostajnie ciemnozielony, wręcz granatowy, nagle poplamił się zielenią. Dziwnie wyglądają te plamy. Takie wypustki. Co to za zieleń? Bambus czy jakieś fikusowate?
A ktoś pomyślałby, że na wiosnę przyroda pięknieje... Właściwie bardzo się cieszę z tej niespodzianki. Uświadomiła mi, że nie wszystko na wiosnę musi pięknieć.

Widok na te góry to najpiękniejszy prezent od tego mieszkania. Zmienia się nieustannie. Czasem wyglądają jak jedna długa bryła nieznaczne postrzępiona od góry. A czasem, szczególnie po południu słońce wydobywa z tej bryły mnóstwo osobnych kształtów. Za każdym razem dziwię się jak wiele jest tu tych gór, które potrafią wyglądać jak jedna.

Są godziny gdy pasmo gór jest wyraźnie oddzielone od nieba i są takie kiedy się z nim zlewa. Nie wiadomo wtedy gdzie dokładnie kończą się góry a zaczyna niebo.

Bywają też dni, gdy na próżno zatrzymuję się przy oknie, by na nie popatrzeć. Gór nie ma. Jak zaczarowane znikają czasem zupełnie we mgle.

Takashi śmieje się, że kiedyś zadzwoni dzwonek u drzwi a gdy otworzę, zobaczę staruszka w poszarpanym odzieniu, który powie: Kosz mnie, prawda? To ja, góra Fukuchi.
:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz